Jak już wielokrotnie mówiłam, rzadko kiedy zdarza mi się kupić produkt, który okaże się niewypałem. Wszystko przez to, że zazwyczaj czytam opinie – zwłaszcza jeśli mowa o kosmetykach. W przypadku ubrań sprawa ma się nieco inaczej. Nie zapoznaję się z recenzjami na ich temat, ale tego typu zakupów nie robię zbyt często, przez co dużo czasu zajęło mi uzbieranie kilku rzeczy, które zasługują na miano niewartych swojej ceny.
Niestety poniższe trzy produkty mimo naprawdę fajnego wyglądu, nie charakteryzują się dobrym krojem, ani/lub wysoką jakością. Szkoda, bo jak wiecie, lubię wspierać polskich przedsiębiorców, ale z drugiej strony jestem zdania, że powinno się mówić zarówno o tych godnych polecenia produktach, jak i niewypałach, w które nie warto inwestować.
Polskie marki, których jakość mnie zawiodła
Na pierwszy rzut idzie torebka marki Paulina Schaedel z linii Mimi Large, a do wspomnienia o niej zainspirowała mnie Olga, która na instastories podzieliła się z odbiorcami swoimi negatywnymi odczuciami względem towaru. Na blogu pojawiła się już jej recenzja, jednak zastanawiam się, co miałam w głowie opiniując produkt, który wtedy miałam zaledwie od miesiąca (?).
Po ponad 2 latach użytkowania jestem zdania, że torebka ta jest co prawda ładna i praktyczna, ale jej cena jest zdecydowanie nieadekwatna do jakości. Nie jest to jedyny artykuł tego typu, który użytkuję, bardzo często zobaczyć można mnie z modelem marki Agebel, a od jakiegoś czasu z wygodnym plecakiem (na pewno napiszę kiedyś na blogu), dlatego też mam porównanie w kwestii poziomu wykonania, jakim cechuje się produkt od Pauliny Schaedel.
Po około roku od zakupu, w torebce zerwał się pasek, co na pewno nie było spowodowane przeciążeniem, gdyż jej gabaryty nie zachęcają do upychania w jej zakamarkach czego popadnie. Niestety uszkodzenie to nie podlega reklamacji, więc zmuszona byłam wydać dodatkowe 20 zł za jego naprawę. Innym defektem jest podszewka (?), która sprawia, że unikam otwierania torebki przy kimś innym. Poniższe zdjęcia pokazują dokładnie o co mi chodzi, a chcę zauważyć, że NIGDY nic nie wylało mi się w torebce, ponadto wszelkie kosmetyki noszę zazwyczaj w dodatkowej saszetce, więc szanse na to, że te zabrudzenia wywołane są rozlaniem jakiejś substancji są praktycznie zerowe.
Dlatego też, mimo że sam design produktu naprawdę mi się podoba i w ofercie marki znaleźć można wiele innych torebek, które zachwycają wyglądem, raczej nie skuszę się na zakup kolejnego modelu. Myślę, że lepszą opcją byłoby odłożenie nieco większej sumy pieniędzy i zainwestowanie ich w coś wytrzymalszego, co posłuży na dłużej.
Pamiętacie, jak w poście z moją minimalistyczną wiosenną wishlistą mówiłam o planach zakupu klasycznego trencza? Zrobiłam to… i żałuję.
Gdy przymierzyłam go w sklepie Big Star, byłam zachwycona – idealny kolor, krój, długość, wszystko! Postanowiłam jednak poczekać chwilę z zakupem (wtedy było duuużo chłodniej). Ostatecznie płaszcz kupiłam za pośrednictwem sklepu internetowego wspomnianej marki i od momentu, gdy pierwszy raz miałam go na sobie, wiedziałam, że coś jest nie tak. Niemniej jednak doszłam do wniosku, że skoro w sklepie był okej, to teraz też pewnie jest – nie jest.
Ostatecznie moja siostra-krawcowa zmierzyła go i trencz nie mógł dobrze leżeć, skoro jego wymiary pochodzą z dwóch różnych rozmiarów (S, M). Niestety upłynął termin możliwości zwrotu, złożyłam więc reklamację. Nie uwzględniono jej, gdyż złe wymiary (które podane są na stronie!), to podobno nie błąd produkcji.
Prawdopodobnie płaszcz zmniejszę/dopasuję, ale niesmak pozostał, zwłaszcza, że produkt, który przymierzałam w sklepie wyglądał na mnie zupełnie inaczej.
Kolejnym produktem polskiej marki, który zupełnie nie spełnia swojej roli i jest wręcz niewygodny jest piżama Lunaby. Przykro mi to pisać, bo podobnie jak torebka Pauliny Schaedel, piżamka wygląda naprawdę ślicznie i zachwyciła mnie swoim wyglądem, gdy tylko ją zobaczyłam. Niemniej jednak nadaje się jedynie do patrzenia, bo spanie w niej gwarantuje brak przyjemnego snu i przewracanie się z boku na bok.
Dlaczego? Myślę, że spowodowane jest to połyskującą nitką, która jest częścią materiału, a która ociera się i wbija w naszą skórę podczas leżenia. Tak, też byłam zaskoczona, zwłaszcza, że cena produktu to ok. 200 zł (!). Ponadto samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Po ok. dwóch założeniach odpruło się ramiączko, następnie metka (widoczne na jednym z poniższych zdjęć), a w ostatnim czasie zauważyłam wychodzące nitki na szwach, co ani nie wygląda dobrze, ani nie jest przyjemne podczas użytkowania.
Zarówno koszule nocne, jak i piżamy marki Lunaby prezentują się naprawdę świetnie, ale przez to, że mój egzemplarz po 6 miesiącach (nieciągłego) noszenia wygląda, tak a nie inaczej, na pewno nie zaryzykuję kupna innego modelu.
Złożyłam reklamację dotyczącą piżamy marki Lunaby, którą po kilku dniach zaakceptowano i właśnie czekam na zwrot całej kwoty. :)
Jak wspomniałam na początku wpisu, lubię wspierać polskie marki, ale nie mam zamiaru wciskach ludziom kitu, że produkt, którego nie cechuje niska cena, jest wart zakupu i najlepiej poświęcić na niego nawet ostatnią złotówkę.
Zastanawia mnie jednak, czy to ja miałam pecha podczas zakupu powyższych produktów i trafiły do mnie felerne egzemplarze, czy więcej osób podziela moje zdanie na temat tych wyrobów wspomnianych firm (?).
Ciekawa jestem też, czy również staracie się wspierać nasze polskie marki i które z nich szczególnie polecacie. :)
Dodaj komentarz