Lista ulubieńców się zapełniła, nadszedł więc czas na podzielenie się z Wami moją grupką faworytów ostatnich tygodni. Wśród nich znajdziecie przepis na genialny wegański sernik i dokument, który naprawdę warto obejrzeć. Enjoy!
Czarne dodatki do kuchni o praktycznym zastosowaniu
Ostatni wpis z ulubieńcami pojawił się na blogu w czerwcu, ale kto by to liczył, co nie? Dzisiaj przychodzę pełna pozytywnej energii i z listą inspiracji, które, mam nadzieję, i Wam umilą czas tej jesieni.
Fajne rzeczy z ostatnich tygodni
INSPIRACJA. Prawdopodobnie po raz pierwszy Youtube podsunął mi filmik, który w porównaniu do wszystkich wideo dotyczących życia rodziny Kardashian, faktycznie był wart uwagi. Podobnie jest z wszystkimi innymi treściami na kanale Jonny Jinton, która kilka lat temu postanowiła zrezygnować ze studiów i życia w szwedzkim mieście, a zamiast tego wybrała łono natury.
Przez wszechobecną niepewność, nagromadzające się złe informacje i ogólny spadek nastroju na świecie, filmy Jonny są zastrzykiem pozytywnej energii i ciepła, którego – mam wrażenie – wszyscy aktualnie potrzebujemy. Nie chcę psuć Wam zabawy w odkrywanie tego, czym dzieli się ze swoimi widzami autorka, więc zwyczajnie zachęcam Was do zajrzenia na jej kanał. Ja nie mogłam się oderwać od jej filmów i jestem pewna, że zachwyci nie jedną z Was.
FILM. „Dylemat społeczny” obejrzeliśmy z braku pomysłu na coś innego, a okazał się być naprawdę ciekawym dokumentem. Wypowiadają się w nim eksperci i współtwórcy mediów społecznościowych, którzy wyjaśniają pokrótce, jak działają social media i dlaczego dla nikogo nie powinny być zaufanym źródłem informacji.
W produkcji poruszone zostały także kwestie związane z tym, jak powstawały popularne dzisiaj platformy społecznościowe i ich znane nam dzisiaj wszystkim funkcje, takie jak przycisk „Lubię to!” i inne. Polecam serdecznie, zwłaszcza dzisiaj, gdy w wielu tematach nie możemy dojść do porozumienia.
DANIE. Zanim zmieniłam dietę na tę roślinną, sernik był jednym z moich ulubionych ciast – zarówno w wersji tradycyjnej, jak i na zimno. Możecie więc wyobrazić sobie mój zachwyt, gdy na jednej z grup na Facebooku związanych z weganizmem natknęłam się na link do przepisu na wegański sernik rewolucyjny. Ciasto wydawało się być banalnie proste w wykonaniu, a sama autorka zarzekała się, że sernik ten dorównuje niewegańskiemu oryginałowi.
© instagram.com/simplisticblog
|
Postanowiłam dać mu szansę, zwłaszcza, że większość składników miałam w domu i… przepadłam. Ten sernik jest naprawdę bardzo dobry i niczym nie przypomina popularnych roślinnych ciast, które spotkać można w kawiarniach, a których mam już serdecznie dosyć. Jeśli ograniczanie spożywanie produktów odzwierzęcych lub zwyczajnie chcecie spróbować czegoś innego, serdecznie zachęcam do przetestowania wspomnianego przepisu. Nie pożałujecie, obiecuję! |
---|
KOSMETYK. Nie jestem fanką opalania, z resztą temperatury powyżej 20 stopni to dla mnie udręka. Przez to też najczęściej jestem najbledszą osobą w towarzystwie, co – przyznaję – często mnie denerwowało. Na ratunek przyszedł mi produkt, na który trafiłam totalnie przypadkiem przeglądając relacje na Instagramie. Jedna z dziewczyn uznała go za swojego absolutnego ulubieńca, więc sama też postanowiłam dać mu szansę, zwłaszcza, że dostępny jest w drogeriach sieci Rossmann i kosztuje niecałe 14 zł.
O czym mowa? O nawilżającym kremie brązującym do ciała marki Bielenda. Sceptycznie podchodzę do wszelkich koloryzujących produktów, bo zdarzyło mi się już zrobić sobie na ciele nieestetyczne smugi i plamy. Z tym produktem nie ma tego problemu, równomiernie się rozprowadza, szybko wchłania i, co ważne, nie śmierdzi samoopalaczem. Efekt można stopniować nakładając kosmetyk po każdym myciu i utrzymuje się kilka dni, jak w przypadku innych produktów o podobnych właściwościach.
PRZEDMIOT. Prawdopodobnie jestem najdziwniejszą pseudo weganką, jaką świat widział. Tak, w 99% przypadków nie jem produktów odzwierzęcych i tak, cały czas kupuję skórzane buty i akcesoria. Jest tak głównie z tego względu, że naprawdę nie udało mi się dotychczas znaleźć marki, która robi równie wytrzymałe rzeczy w równie przystępnych cenach z materiałów wegańskich.
Jak często powtarzam, staram się ograniczać zakupy odzieżowe (i kosmetyczne), ale czarny pasek ze złotą klamrą był moją malutką miłościa od dawna. Wcześniej nie udało mi się trafić na markę, która robiłaby tego typu produkty za rozsądne pieniądze, w tym miesiącu jednak miałam szczęście i, podobnie jak było w przypadku balsamu, na polską firmę Cartello trafiłam przez przypadek.
Wyroby marki od razu rzucają się w oczy, zwłaszcza fankom prostoty. Mnie zachwycił jeden z pasków, którego cena nie przekracza, uwaga, 80 zł. A podkreślam, że mówimy o produkcie skórzanym (!). Jestem zachwycona podejściem do klienta, jakością wykonania i faktem, że firma jest na tyle pewna swoich produktów, że daje na nie 10 lat gwarancji.
Przyznaję, że bardzo przyjemnie pisało mi się ten post. Jest to jedna z moich ulubionych serii na blogu, więc z przyjemnością przyszło mi po raz kolejny podzielić się z Wami informacją o tym, co w ubiegłych tygodniach wywoływało uśmiech na mojej twarzy.
Koniecznie dajcie znać, czy nasi ulubieńcy się pokrywają! Jestem też ciekawa czy same znacie łatwy przepis na wegański sernik? Jeśli tak, koniecznie podzielcie się linkiem do niego w komentarzu! :)
Dodaj komentarz